NIECO FILOZOFICZNIE O RUGBY
- Drukuj
- 16 mar 2011
- Bez kategorii
Rozglądając się po sieci w poszukiwaniu tematów, które moglibyśmy Wam zaproponować i jednocześnie poddać Waszej ocenie, znaleźliśmy różnorakie "eseje", "rozprawki", czy wręcz "fraszki". Mamy nadzieję, że dzisiejszy wybór przyjmiecie je z pełnym zrozumieniem:
Artykuł przytoczony w całości:
O rugby - dedykowane wielkim Damom salonu
Most Respected Ladies,
wiem, że próbując zwrócić Pań uwagę na rugby, stawiam się w sytuacji Piętaszka, gdy nakłaniał Robinsona Cruzoe, aby opuścić bezludną wyspę i popłynąć na jego (Piętaszka) rodzinną wyspę i że będzie tam świetnie; że – choć jego ziomkowie to kanibale – Robinsona czeka tam sympatia i powszechny szacunek. Skoro jednak Robinson uwierzył, że ludożercy mogą być mili, może i Panie uwierzą, że rugby jest dobre, mądre i piękne. Że jest to jedyne męskie igrzysko w naszych marnych czasach, które nawiązuje do turniejów rycerskich – a nie do występów gladiatorów.
(Tu muszę wtrącić – mnóstwo ludzi myli rugby z futbolem amerykańskim – z tą grą facetów w kaskach, z wielkimi naramiennikami. Rugbyści są ubrani jak piłkarze – koszulki, spodenki, buty z korkami na podeszwie; żadnych ochraniaczy.)
Żeby uzmysłowić Paniom główną ideę rugby, posłużę się dwiema metaforami. Szanowne Panie, piłka (ta jajowata) w rugby to tylko symbol. Symbolizuje ona Kamień Graniczny albo Żagiew. Może są jeszcze jakieś inne archetypy, ale znacznie słabsze, zbyt odległe. Mam wrażenie, że te dwa to już za wiele i że mącą już trochę początkowy obraz, ale potem będą przydatne.
I. Jeśli potraktować piłkę jako Kamień Graniczny to gra w rugby jest po prostu walką dwóch plemion (rodów, klanów) o zdobycie Pola – jakby egzekucją wyroku starodawnego sądu, jakiegoś Tingu, coś w tym rodzaju. Piętnastu przeciwko Piętnastu, między nimi Kamień Graniczny i Do Boju, Panowie! Wygrają ci, którzy przeniosą Kamień na przeciwny skraj Pola.
II. Jeśli potraktować piłkę jako Żagiew, to mamy po prostu Wojnę, dziką bitwę pomiędzy sąsiadami. „Zanieśmy im Żagiew do Domu!” To jest wredny opis, ale dobrze oddaje istotę błyskawicznego ataku w rugby – i poziom motywacji obrońców.
Te dwie wizje rugby pojawiają się wielokrotnie, na przemian, w ciągu jednego meczu. Niesamowicie jest, gdy drużyna jest w obronie i widać, że nagle przyjmuje tę drugą, agresywną wizję - wściekle broni Domu przed Żagwią, która jest już pięć, cztery, trzy metry od Domu. Drogie Panie, ma kibicowskiej emocji przerastającej ten moment, gdy jednemu z obrońców uda się przejąć piłkę (tę Żagiew) i przedzierając się przez napastników, sam staje się napastnikiem, biegnąc samotnie przez całe Boisko, by podpalić ten wrogi Dom, z którego przyszedł atak. Radość na trybunach podczas jego samotnego, tryumfalnego biegu, jest Absolutna – to najbardziej prosta i pierwotna euforia na widok Wybawcy i Zdobywcy.
Drużyna rugby składa się z piętnastu Mężczyzn – najróżniejszych. Są między nimi wielcy, potężni gracze, którzy mogliby tych grubasów z sumo powyrzucać z ringu w trybuny. To oni są w pierwszej linii natarcia i – bark w bark – próbują przenieść Kamień Graniczny przez tłum przeciwników. Są w drużynie drobniejsi – chociaż trudno byłoby nazwać ich drobnymi – którzy prowadzą bystrą i szeroką grę, gdy piłka zamienia się w Żagiew.
Jest więc w drużynie ciężka i lekka formacja: coś jak Husarze i Dragoni. Albo żubry i wilki. Albo tarany i strzały.
Ten podział w języku rugby wyraża się jako formacja Młyna i formacja Ataku. Młyn i Kamień Graniczny. Atak i Żagiew. Oczywiście zdarza się, że te formacje przenikają się wzajemnie – jak w ferworze dawnych bitw – bo przecież wszystkich tych Mężczyzn jednoczy siła, szybkość, wytrwałość i pogarda dla bólu. (W swoich pismach o rugby trener polskiej drużyny narodowej, pan Tomasz Putra, tę pogardę dla bólu – warunek sine qua non gracza rugby – świetnie opisuje jako pewien rodzaj wewnętrznej szczodrości.)
Rugby wyrosło z kultury Zachodu i niesie pamięć o tych wspaniałych czasach, gdy wojownicy nie musieli uzbrajać się w nienawiść, żeby walczyć. Rozwinęło się najpierw na Wyspach Brytyjskich – gdzie tradycja walk pomiędzy narodami: angielskim, szkockim, irlandzkim i walijskim znalazła wreszcie swą bezkrwawą wersję – a zaraz potem trafiło do Europy kontynentalnej i do kolonii na Południowej Półkuli. We wszystkich tych mądrych monarchiach i republikach, gdzie rugby stało się elementem kultury – na równi z tańcem i pieśnią – rywalizują ze sobą szkoły, uniwersytety i miasta.
Ale oczywiście solą tych rozgrywek są potyczki narodów – w Europie toczą się one od 1883 roku. Absolutną elitą są wymienione wyżej cztery narody wyspiarskie, Francja i – uwaga – Włochy, które dołączyły do tej elity w roku 2000 – przez tyle stuleci nie wygasła w ich krwi pamięć o tryumfach rzymskich legionów.
Boleję nad tym, że w tym gronie nie ma Polaków. Rugby jest takie polskie; szarżę i pogoń mamy we krwi, a pamięć o tych przewagach jest znacznie świeższa niż włoska. Ciągle rodzą się u nas waleczni chłopcy, którzy nie cofną się przed nikim – lecz to, w jaki sposób ich odwaga i nieustępliwość zamiast chwały przynosi hańbę, to bardzo, bardzo złożona sprawa.
Szanowne Panie, bez lamentów – bo to absolutnie sprzeczne z duchem rugby. Powiem Wam za to coś miłego: nikt, ale to nikt nie uczcił piękniej 600-lecia grunwaldzkiego zwycięstwa niż polska reprezentacja rugby, pokonując w listopadzie we Frankfurcie, na ich własnej ziemi, drużynę niemiecką.
P. S.: Pomimo tego – a może dzięki temu – że gra w rugby jest gwałtowna i twarda, a czasami – w przypadku słabszych drużyn – bywa też chaotyczna, głos Sędziego na Boisku jest niepodważalny; jest emanacją sprawiedliwości i każdy o tym wie – nigdy nie zdarzyło mi się oglądać poddawania w wątpliwość werdyktu Sędziego, nie mówiąc już o dyskusji z Nim. Jego głosu po prostu się wysłuchuje i przyjmuje do wiadomości jako objawioną prawdę – nic dodać, nic ująć.
Atmosfera na trybunach jest niezrównana; grupy kibiców przeciwnych drużyn rugby po prostu lubią siedzieć koło siebie, publiczność jest wymieszana – i to jest objaw nie tyle nawet szacunku, ile prostej życzliwości. Wspólne jest poczucie, że uczestniczy się w czymś cennym i szlachetnym, czymś trochę nie z tej ziemi.
Stare, angielskie przysłowie mówi, że rugby is a Game They Play in Heaven. I zawsze było – w przeciwieństwie do futbolu – masową rozrywką klas wyższych.
Szanowne Panie, jeżeli oprócz tych wszystkich uwag, zapamiętacie jeszcze dwie fundamentalne zasady rugby: nie wolno atakować gracza bez piłki i nie wolno podawać (ręką) piłki do przodu – wiecie więcej o rugby niż 99 procent Polaków. Stałyście się właśnie znawczyniami i nie dajcie się nikomu – na stadionie – przekonać, że tak nie jest.
źródło: http://herman.salon24.pl
Artykuł przytoczony w całości:
O rugby - dedykowane wielkim Damom salonu
Most Respected Ladies,
wiem, że próbując zwrócić Pań uwagę na rugby, stawiam się w sytuacji Piętaszka, gdy nakłaniał Robinsona Cruzoe, aby opuścić bezludną wyspę i popłynąć na jego (Piętaszka) rodzinną wyspę i że będzie tam świetnie; że – choć jego ziomkowie to kanibale – Robinsona czeka tam sympatia i powszechny szacunek. Skoro jednak Robinson uwierzył, że ludożercy mogą być mili, może i Panie uwierzą, że rugby jest dobre, mądre i piękne. Że jest to jedyne męskie igrzysko w naszych marnych czasach, które nawiązuje do turniejów rycerskich – a nie do występów gladiatorów.
(Tu muszę wtrącić – mnóstwo ludzi myli rugby z futbolem amerykańskim – z tą grą facetów w kaskach, z wielkimi naramiennikami. Rugbyści są ubrani jak piłkarze – koszulki, spodenki, buty z korkami na podeszwie; żadnych ochraniaczy.)
Żeby uzmysłowić Paniom główną ideę rugby, posłużę się dwiema metaforami. Szanowne Panie, piłka (ta jajowata) w rugby to tylko symbol. Symbolizuje ona Kamień Graniczny albo Żagiew. Może są jeszcze jakieś inne archetypy, ale znacznie słabsze, zbyt odległe. Mam wrażenie, że te dwa to już za wiele i że mącą już trochę początkowy obraz, ale potem będą przydatne.
I. Jeśli potraktować piłkę jako Kamień Graniczny to gra w rugby jest po prostu walką dwóch plemion (rodów, klanów) o zdobycie Pola – jakby egzekucją wyroku starodawnego sądu, jakiegoś Tingu, coś w tym rodzaju. Piętnastu przeciwko Piętnastu, między nimi Kamień Graniczny i Do Boju, Panowie! Wygrają ci, którzy przeniosą Kamień na przeciwny skraj Pola.
II. Jeśli potraktować piłkę jako Żagiew, to mamy po prostu Wojnę, dziką bitwę pomiędzy sąsiadami. „Zanieśmy im Żagiew do Domu!” To jest wredny opis, ale dobrze oddaje istotę błyskawicznego ataku w rugby – i poziom motywacji obrońców.
Te dwie wizje rugby pojawiają się wielokrotnie, na przemian, w ciągu jednego meczu. Niesamowicie jest, gdy drużyna jest w obronie i widać, że nagle przyjmuje tę drugą, agresywną wizję - wściekle broni Domu przed Żagwią, która jest już pięć, cztery, trzy metry od Domu. Drogie Panie, ma kibicowskiej emocji przerastającej ten moment, gdy jednemu z obrońców uda się przejąć piłkę (tę Żagiew) i przedzierając się przez napastników, sam staje się napastnikiem, biegnąc samotnie przez całe Boisko, by podpalić ten wrogi Dom, z którego przyszedł atak. Radość na trybunach podczas jego samotnego, tryumfalnego biegu, jest Absolutna – to najbardziej prosta i pierwotna euforia na widok Wybawcy i Zdobywcy.
Drużyna rugby składa się z piętnastu Mężczyzn – najróżniejszych. Są między nimi wielcy, potężni gracze, którzy mogliby tych grubasów z sumo powyrzucać z ringu w trybuny. To oni są w pierwszej linii natarcia i – bark w bark – próbują przenieść Kamień Graniczny przez tłum przeciwników. Są w drużynie drobniejsi – chociaż trudno byłoby nazwać ich drobnymi – którzy prowadzą bystrą i szeroką grę, gdy piłka zamienia się w Żagiew.
Jest więc w drużynie ciężka i lekka formacja: coś jak Husarze i Dragoni. Albo żubry i wilki. Albo tarany i strzały.
Ten podział w języku rugby wyraża się jako formacja Młyna i formacja Ataku. Młyn i Kamień Graniczny. Atak i Żagiew. Oczywiście zdarza się, że te formacje przenikają się wzajemnie – jak w ferworze dawnych bitw – bo przecież wszystkich tych Mężczyzn jednoczy siła, szybkość, wytrwałość i pogarda dla bólu. (W swoich pismach o rugby trener polskiej drużyny narodowej, pan Tomasz Putra, tę pogardę dla bólu – warunek sine qua non gracza rugby – świetnie opisuje jako pewien rodzaj wewnętrznej szczodrości.)
Rugby wyrosło z kultury Zachodu i niesie pamięć o tych wspaniałych czasach, gdy wojownicy nie musieli uzbrajać się w nienawiść, żeby walczyć. Rozwinęło się najpierw na Wyspach Brytyjskich – gdzie tradycja walk pomiędzy narodami: angielskim, szkockim, irlandzkim i walijskim znalazła wreszcie swą bezkrwawą wersję – a zaraz potem trafiło do Europy kontynentalnej i do kolonii na Południowej Półkuli. We wszystkich tych mądrych monarchiach i republikach, gdzie rugby stało się elementem kultury – na równi z tańcem i pieśnią – rywalizują ze sobą szkoły, uniwersytety i miasta.
Ale oczywiście solą tych rozgrywek są potyczki narodów – w Europie toczą się one od 1883 roku. Absolutną elitą są wymienione wyżej cztery narody wyspiarskie, Francja i – uwaga – Włochy, które dołączyły do tej elity w roku 2000 – przez tyle stuleci nie wygasła w ich krwi pamięć o tryumfach rzymskich legionów.
Boleję nad tym, że w tym gronie nie ma Polaków. Rugby jest takie polskie; szarżę i pogoń mamy we krwi, a pamięć o tych przewagach jest znacznie świeższa niż włoska. Ciągle rodzą się u nas waleczni chłopcy, którzy nie cofną się przed nikim – lecz to, w jaki sposób ich odwaga i nieustępliwość zamiast chwały przynosi hańbę, to bardzo, bardzo złożona sprawa.
Szanowne Panie, bez lamentów – bo to absolutnie sprzeczne z duchem rugby. Powiem Wam za to coś miłego: nikt, ale to nikt nie uczcił piękniej 600-lecia grunwaldzkiego zwycięstwa niż polska reprezentacja rugby, pokonując w listopadzie we Frankfurcie, na ich własnej ziemi, drużynę niemiecką.
P. S.: Pomimo tego – a może dzięki temu – że gra w rugby jest gwałtowna i twarda, a czasami – w przypadku słabszych drużyn – bywa też chaotyczna, głos Sędziego na Boisku jest niepodważalny; jest emanacją sprawiedliwości i każdy o tym wie – nigdy nie zdarzyło mi się oglądać poddawania w wątpliwość werdyktu Sędziego, nie mówiąc już o dyskusji z Nim. Jego głosu po prostu się wysłuchuje i przyjmuje do wiadomości jako objawioną prawdę – nic dodać, nic ująć.
Atmosfera na trybunach jest niezrównana; grupy kibiców przeciwnych drużyn rugby po prostu lubią siedzieć koło siebie, publiczność jest wymieszana – i to jest objaw nie tyle nawet szacunku, ile prostej życzliwości. Wspólne jest poczucie, że uczestniczy się w czymś cennym i szlachetnym, czymś trochę nie z tej ziemi.
Stare, angielskie przysłowie mówi, że rugby is a Game They Play in Heaven. I zawsze było – w przeciwieństwie do futbolu – masową rozrywką klas wyższych.
Szanowne Panie, jeżeli oprócz tych wszystkich uwag, zapamiętacie jeszcze dwie fundamentalne zasady rugby: nie wolno atakować gracza bez piłki i nie wolno podawać (ręką) piłki do przodu – wiecie więcej o rugby niż 99 procent Polaków. Stałyście się właśnie znawczyniami i nie dajcie się nikomu – na stadionie – przekonać, że tak nie jest.
źródło: http://herman.salon24.pl
- 2842 czytań
- 2 komentarze
#1 |
Polonia
dnia marzec 16 2011 19:32:18
#2 |
kacper
dnia marzec 16 2011 22:29:52
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Oceny
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą oceniać zawartość strony
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Zaloguj się lub zarejestruj, żeby móc zagłosować.
Brak ocen. Może czas dodać swoją?